English
German
Polish

Hobby - można by na ten temat długo…

Pracownia Projektowa Krzysztof Kobielski

        Wśród moich różnorodnych zainteresowań na pierwszym miejscu wymieniłbym muzykę.

        Różnorodnych zainteresowań mam dużo więcej, ale od czegoś trzeba by zacząć, aby podstrona „hobby” przestała być wreszcie „stroną w budowie”. Swoich zainteresowań muzycznych nie zawężam do jakiegoś jednego rodzaju muzyki. Jednakże przede wszystkim interesuję się muzyką rockową i jazzową, z wszelkimi możliwymi jej mutacjami i fluktuacjami. Słucham sobie czasem również muzyki klasycznej i mam też trochę płyt kompaktowych z muzyką klasyczną, zwaną inaczej poważną. Aby ją bliżej określić i umiejscowić moje zainteresowania muzyką rockową w czasie, to głównie wymieniłbym tu lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, szczególnie ich drugą połowę (ale oczywiście nie wyłącznie). W zasadzie muzyką zacząłem się tak poważniej interesować w pierwszej i drugiej klasie liceum, kiedy udało mi się wejść posiadanie gramofonu WG-417 i radiomagnetofonu kasetowego o wdzięcznej nazwie „Maja”, a trochę później magnetofonu szpulowego „Uwertura”. Były to chyba produkty bydgoskiej „Unitry”. Moje zainteresowania zawsze wyprzedzały możliwości finansowe moich rodziców. Zawsze było tak, że posiadaczem nośników z muzyką stawałem się, zanim miałem sprzęt do ich odtwarzania. Posiadaczem swojej pierwszej w życiu płyty winylowej stałem się, zanim byłem posiadaczem gramofonu. Była to płyta (pamiętam do dzisiaj!) węgierskiego zespołu rockowego Omega zatytułowana „Time Robber”. Nomen omen, tym „złodziejem czasu” muzyka w moim życiu pozostała do dnia dzisiejszego… Jeszcze przed płytą LP nabyłem drogą kupna pocztówkę dźwiękową (na marginesie: młodszym czytelnikom należałoby tutaj chyba zafundować stosowny wykład, aby przybliżyć pojęcie „pocztówka dźwiękowa”) z utworem zespołu Earth, Wind & Fire zatytułowanym „September”. Taśmy magnetofonowe też miałem „przegrane” od kolegi, zanim posiadłem magnetofon. Były tam - z tego, co pamiętam - utwory zespołu Pink Floyd z legendarnej płyty „Dark Side of the Moon”, a także z płyty „Animals”, nagrane na NRD-owskiej taśmie „ORWO” (w tamtych zamierzchłych czasach były to całkiem dobre jakościowo taśmy, szczególnie w zestawieniu z taśmami produkcji radzieckiej). Na marginesie: taśmy radzieckie miały jedną całkiem poważną zaletę: z upływem czasu ich przybywało. Po prostu się rozciągały i po jakimś czasie były już prawie dwie szpule zamiast jednej. Jedynym skutkiem ubocznym było to, że utwory muzyczne robiły się trochę „wolniejsze”, utwór 4-minutowy zamieniał się w 6-7 minutową „suitę” ;-). Jednym z pierwszych utworów nagranych na kasecie magnetofonowej był z kolei „Siberian Khathru” grupy Yes, który do dzisiaj jest dla mnie „esencją” tego, co w muzyce najlepsze... Potem, gdy już miałem magnetofon kasetowy, Piotr Kaczkowski zaczął prezentować w programie trzecim Polskiego Radia dyskografię zespołu Genesis, którą wtedy co tydzień nagrywałem z wypiekami na twarzy - i tak już poszło… W tym też czasie usłyszałem w radiu utwór „Phase Dance” Pat Metheny Group, czy też płytę Wishbone Ash „New England”. To była pierwsza moja „zachodnia” płyta, którą z Niemiec przywiózł mi w prezencie mój kolega z liceum. To były absolutne początki, czasy - można powiedzieć - prehistoryczne, rok 1976, 1977 i lata następne. Do dzisiaj muzykę stworzoną w tym okresie przez wielu jej twórców uważam za dzieła wybitne, czy może nawet ich najwybitniejsze. Możliwe, że działa tutaj tak zwany syndrom „pierwszej miłości”, która z reguły pozostaje tą najpiękniejszą ;-).

        Dopiero później, na studiach, nabyłem amplituner „Radmor” oraz magnetofon kasetowy dzierżoniowskiej „Diory” z tzw. „dużej wieży”, kolumny „Tonsil”, a później gramofon „Adam” i korektor do „Radmora”. Tego sprzętu nie trzeba już było w tamtych czasach się wstydzić. Mojego najlepszego kumpla na studiach - Krzyśka B. - poznałem właśnie dzięki muzyce. Dziś spora część mojej smoothjazzowej kolekcji to są właśnie płyty otrzymane od niego (od wielu lat mieszka w Kanadzie...). Z mojego pierwszego „turystycznego” wyjazdu do Niemiec w 1985 roku przywiozłem słuchawki firmy „Vivanco” oraz sporą ilość używanych „winyli”, nabytych w monachijskim komisie, a z pierwszego wyjazdu „na roboty” do Niemiec - odtwarzacz kompaktowy Phillipsa i spory zestaw płyt CD. Od tego czasu kolekcja ta jest nieustająco rozwijana. Do moich najbardziej ulubionych wykonawców (wymienię ich w kolejności, poczynając od największych faworytów) należeli i należą: Pat Metheny Group (także muzyka solowa amerykańskiego gitarzysty Pata Metheny), zespoły brytyjskiej czołówki tzw. sceny muzyki progresywnej, czyli przede wszystkim Yes (również grający pod nazwą Anderson, Bruford, Wakeman, Howe), United Kingdom (U.K.) i Genesis, amerykańska grupa Kansas, holenderska Focus, brytyjskie zespoły Emerson, Lake & Palmer, Camel i Marillon, kanadyjski Rush, Wishbone Ash, Mike Rutherford (basista Genesis), wokalistka Kate Bush, Santana, Sting, Jethro Tull, Jon & Vangelis, Jon Anderson, Clannad, Shakti (z Johnem Mc Laughlinem), Phil Collins (perkusista i wokalista Genesis), Eddie Jobson & Zinc, Edie Brickell & New Bohemians, Pink Floyd, gitarzyści Genesis Steve Hackett i Anthony Phillips, niemiecki gitarzysta Ralf Illenberger, Level 42, Emerson, Lake & Powell, pianist Genesis Tony Banks, King Crimson, Led Zeppelin, najlepszy zespół w historii polskiego rocka, czyli SBB, Andreas Vollenweider, Yezda Urfa, Al di Meola, Vangelis, Asia, kolejna polska grupa Zjednoczone Siły Natury „MECH”, Police, Black Sabbath, Mike Oldfield, Peter Gabriel, polski zespół jazzowy Walk Away, IQ, Jean-Michel Jarre, trio gitarowe John Mc Laughlin, Al di Meola & Paco de Lucia… I można by tak wymieniać i wymieniać - bez końca - ale poprzestanę na tej najlepszej - powiedzmy to - pięćdziesiątce twórców i wykonawców. W końcu ja też niedawno ukończyłem 50 wiosen. Moje zainteresowania muzyczne to głównie kolekcjonowanie płyt. Najpierw, w zamierzchłych czasach, w szkole średniej i na studiach były to płyty winylowe. Zgromadziłem też całkiem pokaźną ilość kaset magnetofonowych i nagrałem sporo taśm. W chwili obecnej zbiór ten - choć dość pokaźny - jest już sprawą zamkniętą i nie rozwija się (z przyczyn technicznych, gdyż korzystanie z gramofonu wydaje się trochę uciążliwe przy tempie dzisiejszego dnia…). Cały czas natomiast rośnie moja kolekcja płyt CD. W chwili obecnej osiągnęła ona liczbę 340 wydawnictw (nie licząc płyt z muzyką klasyczną). Część z nich to wydawnictwa dwupłytowe, zdarzają się również trzypłytowe. Określenie moich muzycznych zainteresowań będzie najprostsze, jeżeli po prostu zamieszczę tutaj swój katalog płyt. Część pozycji w tym zbiorze może wyglądać dość kontrowersyjnie, ale tym radziłbym się nie przejmować.

A teraz zamieszczę legendę, która będzie pomocna przy przeglądaniu tego katalogu. Oto kolejne elementy każdej pozycji, które są oddzielone podkreślnikiem:
- pierwszy numer to liczba porządkowa (od 001 do 340),
- drugi element to nazwa wykonawcy,
- trzeci - tytuł albumu,
- czwarty - rok wydania, czyli ukazania się materiału oryginalnego (więc często na tzw. płycie winylowej),
- czas trwania płyty (w przypadku wydawnictw dwu- czy trzypłytowych - czas trwania płyt,
- ilość utworów na każdej płycie.
Znak zapytania oznacza brak informacji dotyczących danej pozycji.
A zatem przedstawiam katalog moich płyt kompaktowych (część - tzw. muzyka rozrywkowa):
 
Designed by Krzysztof Kobielski
& Jacek Francuz from "MILESTONES-IT"